Pindos
Góry Pindos – Smolikas
Pindos – góry w południowo-wschodniej Europie, leżące na terenie Grecji i południowej Albanii. Mają długość ok. 200 km i szerokość ok. 50 km Najwyższy szczyt to Smolikas (Grecja) 2637 m. n.p.m. – drugi co do wysokości po Olimpie. Góry te są zbudowane ze są ze skał osadowych – rogowców i łupków.
W greckiej części utworzone są dwa parki narodowe – Vikos-Aoos oraz Pindos. Roślinność jest bardzo urozmaicona, większość porastają lasy – w wyższych partiach bukowe, sosnowe i jodłowe; w niższych kasztan, olcha czarna i jesion. Ze zwierząt można spotkać kozice, wilki, dziki, sarny, a nawet niedźwiedzie i szakale.
Stowarzyszenie Międzynarodowych Przewodników Górskich UIMLA, co roku organizuje wyjazdy szkoleniowe w różne górskie rejony Europy. W listopadzie 2010 wybór padł na Grecję, a dokładniej na Góry Pindos. Zaintrygował nas fakt, że w literaturze turystycznej nie można znaleźć praktycznie żadnych informacji o tym masywie, a poniewierające się po Internecie relacje z wypraw są mylące i nieaktualne.
Dojazd (rozważaliśmy trzy opcje):
– Można lecieć samolotem do Salonik lub Aten – ale co potem? Trzeba zdać się na komunikację lokalną, co jest niezwykle czasochłonne. Z tego powodu ten wariant odrzuciliśmy.
– Można również jechać własnym samochodem. Niestety to daleka i męcząca podróż, wymagająca noclegów w drodze. Ten wariant również nam nie pasował.
– Wybraliśmy trzecią możliwość – podróży mikrobusem i promem. Z Zakopanego dojazd do Wenecji, gdzie o 13:00 wsiedliśmy na prom do Igoumenitsy, a już następnego dnia o 14:00 wysiedliśmy u podnóży gór Pindos. Pozostały jeszcze tylko dwie godziny jazdy i znaleźliśmy się w samym sercu gór.
Na miejsce zakwaterowania wybraliśmy miejscowość Vista – urocze miejsce o niezwykłej, kamiennej architekturze. Dodatkowym atutem była lokalizacja na stromym górskim zboczu. Wąwóz Vikos jest największą atrakcją turystyczną tego rejonu. To wyżłobiona przez rzekę w skałach wapiennych, głęboko wcięta dolina o długości 12 km pomiędzy płaskowyżem Stauros, a masywem gór Timfi. W niektórych miejscach wysokość ścian dochodzi do 450 metrów. Jest to drugi co do długości wąwóz w Europie; o 3 km krótszy od wąwozu Samaria na Krecie.
W pierwszy dzień naszego pobytu w górach Pindos postanowiliśmy przejść wybrać się właśnie w to miejsce. Wędrówkę zaczęliśmy od zwiedzenia punktów widokowych na otoczenie wąwozu. Podjechaliśmy ok. 5 km przez wioskę Monodendri na płaskowyż Stauros, gdzie szosa doprowadziła nas do parkingu. Stamtąd pieszo ścieżką na występ skalny Oxia. Warto było podjechać parę kilometrów, by ujrzeć ten niezwykły widok – wąwóz ciągnący się kilometrami, a pod nogami 400 metrowe skalne urwisko.
Kolejnym punktem widokowym był klasztor Agia Paraskevi, zawieszony na pionowych ścianach wąwozu. Po zwiedzeniu tego malutkiego klasztoru, zaczęliśmy szukać szlaku, który by nas wprowadził do wąwozu. Trzeba przyznać, że grecy dbają o znakowanie tras. We wszystkich miejscowościach są odpowiednie tablice z mapami danego terenu i siecią szlaków.
Obraliśmy odpowiedni kierunek na skraj wąwozu, gdzie zeszliśmy 400 metrowym, stromym zboczem na pokryte bujną roślinnością dno. Środkiem płynęła rzeka zamieniająca się w rwący potok w miesiącach deszczowych lub wiosną, gdy topnieje śnieg. Scieżkę poprowadzono zboczem, a nie dnem, tak więc okazują się nieprawdziwe informacje z przewodników, że podczas dużych przyborów wody, wąwóz jest niedostępny i niebezpieczny. 12 kilometrowy szlak jest wygodny i dostosowany do turystów. Wyrąbane w skale stopnie, a nawet krótka drabina ułatwiają wędrówkę. Przejście zajmuje 2 godziny. Dochodząc do końca trzeba znów ostro piąć się pod górę, by wyjść na skraj wąwozu. Są dwa warianty wyjścia – pół godziny do wioski Vikos lub godzina do Mikro Papingo. Wybraliśmy ścieżkę do Vikos, gdyż tam czekał na nas mikrobus z kierowcą.
I tu ważna uwaga – przed przejściem wąwozu warto mieć zabezpieczony powrót, gdyż może być później kłopot z powrotem, chyba, że ktoś ma ochotę łapać stopa. Jednak jest to ryzykowne, gdyż na górskich drogach ruch samochodowy jest znikomy. Może być duży kłopot, a pieszo to 20 kilometrów szosą.
Kolejny dzień to wyprawa na najwyższy masyw Pindos – Smolikas (2637 m. n.p.m.). Planując wyjazd zasięgnęliśmy informacji z przewodników i stron internetowych o możliwości wyjścia na ten szczyt. Niestety nigdzie nie można było znaleźć precyzyjnych wskazówek skąd i jak zacząć podejście. Na ogół były tylko informacje, że szczyt jest ciężko dostępny z powodu dalekiej odległości i, że wejście wymaga minimum dwóch dni z powodu braku drogi dojazdowej i możliwości zakwaterowania. Brak również prowadzących tam szlaków. Porady na temat niezbędnego sprzętu biwakowego i zabrania własnej żywności na dwa, trzy dni również nie zachęcały. Czarna rozpacz.
Jednak przyjeżdżając w góry Pindos zaopatrzyliśmy się w nowe, aktualne mapy terenu. Okazało się, że na Smolikas prowadzą trzy dobrze oznakowane szlaki turystyczne: z wioski Palioseli od zachodniej strony, z wioski Samaria od strony południowej oraz z wioski Aghia Paraskevi od wschodu. Wybraliśmy pięciogodzinną trasę z miejscowości Palioseli.
Z Visty, gdzie mieliśmy bazę noclegową, wyjechaliśmy o szóstej rano. Wybraliśmy 60 kilometrową trasę dojazdu przez miejscowości Tsepelovo, Skamneli, Vrisochori. Warto było przejechać tą drogą ze względów widokowych i poznawczych – szosa wiodła przez urokliwe zakątki gór, doliny oraz przełęcze. Po 2,5 godziny dojechaliśmy do Palioseli. W wiosce bez trudu dało się odnaleźć tablicę informacyjną i początek szlaku.
Z wysokości 1100 m. n. p. m. ochoczo ruszyliśmy we wskazanym kierunku. Według drogowskazu czekała nas pięciogodzinna wędrówka na szczyt. Początkowo trasa prowadziła stromo pod górę, gęstym, sosnowo-bukowym lasem lub poprzez rozległe łąki. Bajowe widoki przywodziły na myśl Pireneje. Po pół godzinie doszliśmy do wielkiej polany skąd widać było nasz cel – Smolikas. To było idealne miejsce na krótki odpoczynek i zdjęcia. Dalej szlak schodził szerokim łukiem w dół, do schroniska Skouterna. Nie mieliśmy jednak zamiaru składać tam wizyty i tracić wysokości, toteż wybraliśmy dziką ścieżkę, łączącą się z głównym szlakiem z ominięciem schroniska, dzięki czemu zyskaliśmy całą godzinę. Na wysokości 1400 metrów rozpoczynały się trawiaste hale. Wygodna ścieżka prowadziła nas granią Moughourida 2080, z lekkimi zwyżkami i obniżeniami terenu. Po kolejnej 1,5 godziny doszliśmy na przełęcz w grani Missoranai 2270, gdzie w zagłębieniu znajduje się jezioro Drakolimni (jezioro Jaszczurze). Nazwa jak najbardziej adekwatna, gdyż na mulistym dnie można zobaczyć żyjące w wodzie jaszczurki. Na przełęczy przyjrzeliśmy się tablicy z mapą i informacją, że na szczyt mamy jeszcze 1,5 godziny. Co to dla nas!
Łatwym, trawiasto-skalnym zboczem już po godzinie stanęliśmy na wierzchołku Smolikas, skąd rozpościerały się malownicze widoki. Dookoła, jak okiem sięgnąć wznosiły się górskie łańcuchy – na północ masyw Gramos, a na południe Gamila. Przy dobrej widoczności można nawet dostrzec Olimp.
Pomimo iż był listopad, pogoda nas rozpieszczała. Było ciepło, ponad dwadzieścia stopni. Po odpoczynku i sesji fotograficznej, ruszyliśmy w dół, by po 3 godzinach znaleźć się z powrotem przy samochodzie.