< >

Tajget

  Góry Tayget

Naszym głównym celem było zdobycie najwyższego wzniesienia tego masywu – Profitis Ilias (Prorok Eliasz) 2404 m. n.p.m. Po przeanalizowaniu map, doszliśmy do wniosku, że najlepszym, a zarazem najkrótszym wariantem, będzie droga od strony zachodniej, a najdogodniejszym miejscem na  bazę noclegową okolice Sparty, która niestety okazała się nieciekawym, pozbawionym zabytków, zwyczajnym miastem. Jednak 5 kilometrów dalej leży niezwykle urocza miejscowość Mistra, położona pod samymi zboczami gór, otoczona gajami drzew pomarańczowych. Nad zabudowaniami Mistry wznoszą się ruiny bizantyjskiego miasta despotów.

Po zakwaterowaniu w pensjonacie , nazajutrz z samego rana wyruszyliśmy w góry.  Aby dotrzeć do Profis Ilias z Mistry, do miejsca gdzie rozpoczyna się szlak trzeba przejść 10 kilometrów. Jest listopad, dzień krótki, więc ten wariant odrzuciliśmy. Masyw Taygetu jest pocięty licznymi drogami prowadzącymi do wiosek położonych w głębi gór. Postanowiliśmy, że będziemy próbować jak najwyżej podjechać samochodem. Dostaliśmy się do Sparty, a stamtąd do miejscowości Paleopanghia, gdzie znaki drogowe poprowadziły nas na Mt. Taygetos, do najwyżej położonej wioski Krioneri. I tam zaczęła się ostra jazda. Droga niby dobra, asfaltowa, ale bardzo stroma i kręta. 17 kilometrów podjazdu na 1000 metrów wysokości, prowadząca wzdłuż dzikiego, kolorowego lasu i licznych wąwozów. Po 1,5 godziny dojechaliśmy do końca asfaltu i wioski Krioneri (kilka opuszczonych domów). Kawałek dalej znajdował się duży parking.

Znaki informowały, że na szczyt pozostało jeszcze 4 godziny.  Wprawdzie asfalt się skończył, lecz dalej prowadziła bita gruntowa droga, aż do schroniska położonego 600 metrów wyżej. Pomyśleliśmy, że skoro obsługa schroniska tam dojeżdża, to dlaczego i my nie mielibyśmy spróbować, to tylko 10 kilometrów. Samochód rzęził, ale poradził sobie nawet na tak stromej i fatalnej drodze. Po pół godzinie wreszcie dotarliśmy do schroniska Katatugo (1700 m. n.p.m.), na wysokość gdzie kończy się występowanie lasów.

Według informacji do szczytu pozostało jeszcze 2,5 godziny marszu, co nam bardzo odpowiadało. Schronisko o tej porze roku było zamknięte, więc nie zatrzymując się, ruszyliśmy w górę. Szlak prowadził trawersami po stromym zboczu, wyprowadzając na przełęcze w głównej grani. Zbocze jest zbudowane z cienkich warstw skał wapiennych ułożonych poziomo lub skośnie – białe, czarne, czerwone, żółte – niesamowity widok. Pod nogami mieliśmy niby zwykłe kamienie, lecz każdy o niesamowitych kształtach, jakby je wyrzeźbił artysta.

Po wyjściu na główną grań musieliśmy przejść jeszcze godzinę by znaleźć się na szczycie. Na obłym wierzchołku stała zrujnowana kaplica proroka Eliasza. W jego święto rzesze pielgrzymów przychodzą do tego miejsca, przynosząc obrazy lub ikony z jego wizerunkami. Pozostawiają je tam i palą świece ku czci proroka. Dookoła panował ogromny bałagan, wszędzie walały się zniszczone przez śnieg i deszcz ikony oraz mnóstwo niedopalonych świec i zniczy, a nawet stare garnki, w których palono ogień.

Ze szczytu widać część Peloponezu, a niemal pod nogami półwysep Mani z Matapanem na końcu.

Droga powrotna zajęła nam 2 godziny. W 4,5 godziny wyrobiliśmy się tam i z powrotem, a dojazd z Mistry do schroniska i w drugą stronę to 5 godzin.

Mariusz Kozłowski